Któregoś pięknego dnia, bodajże 22 III 2005 nie wytrzymałem i wyjąłem wraz z kolegą motor z piwnicy i odbyłem pierwszą jazdę. Wcześniej uruchomiłem akumulator i zdążyłem przed jego założeniem pokapować, że nie podłączyłem jednego przewodu od cewki zapłonowej do prostownika krzemowego. Pierwsze jazdy pokazały kilka słabych punktów motocykla. Największym mankamentem był brak mocy na czwartym biegu, po prostu po wrzuceniu 4-ki tracił moc i ledwo utrzymywał zadaną prędkość a o wjechaniu pod górkę można było pomarzyć. W międzyczasie sprawdzałem obwód ładowania akumulatora i okazało się że nie dział zbyt dobrze. Pomogła wymiana oryginalnego prostownika na mostkowy, kupiony w sklepie za 5zł. Na zdjęciu widać w jaki sposób go zamontowałem.
Intensywne próby drogowe ujawniły także, że przednie koło jest nieco rozkalibrowane i motor drga przy prędkościach większych niż 80 km/h.
Pod koniec tego dnia motor prezentował się następująco:
Podczas kolejnych dni jeździłem nieco po okolicy a z allegro przychodziły kolejne dostawy części zamiennych. I tak dostałem oryginalną rączkę sprzęgła, uchwyt do mocowania lusterka, zatrzask siedzenia, znaczki PZL na bak, gumkę która służy do tłumienia drgań podstawki centralnej o ramę i obejmę tłumika.
Próbowałem cały czas dojść do tego dlaczego motor jest tak słaby na 4tym biegu aż w końcu podczas intensywnych prób drogowych w których ledwo przekraczał 80 km/h stało się coś co opisałem na forum Fenixa ( http://dobre.auto.pl/free/f/102/?f=f7620 ) w ten sposób:
"Dzisiaj od razu
rano musiałem jechać na pocztę i na prostej na zimnym silniku elegancko
wbijam 4kę i bez problemu 80km/h miałem. Ale później jak się nagrzał to bujnąłem
się za miasto na dłuższą prostą i tu już zaczął wiatr wiać
momentami aż mnie hamowało (jestem dość wysoki, może za duży opór stawiam
)
no i z góry po dobrym rozpędzeniu na 3ce jak wbiłem 4kę i pobujałem go
chwilkę to 90 na blacie osiągnął. A z powrotem pod ta górę to ledwo
wyjechałem na 4ce, mimo że był rozpędzony do 80km/h i już pod samym jej
szczytem jak na próbę odkręciłem gaz do końca to silnik zaczął dzwonić
bardziej niż zwykle. Chyba po świętach ściągnę chociaż głowicę i
cylinder i zbadam wzrokowo i jakimś szczelinomierzem to ustrojstwo, coś mi się
zdaje że mam wał wylatany, tłok cylinder i pierścienie pewnie też do
kompletu :/ Albo może dzwonienie oznacza że trzeba by trochę opóźnić zapłon,
wtedy może by więcej mocy miał na niższych obrotach."
Kolejne dni przyniosły rozwiązanie problemu:
"A ja ku...wa
chyba dzisiaj zatarłem silnik
Ale po kolei. nie wytrzymałem i pojechałem czyścić gaźnik. Przy okazji okazało
się że z tyłu jest nieco za mało powietrza więc dopompowałem koło,
gaźnik na czynniki pierwsze, przedmuchałem sprężarką, założyłem, odpalam
motor, jadę, idzie pięknie, moc na 4 jak się patrzy (już się zaczynam
cieszyć).... Ale jak się zagrzał to dupa, znowu słaby, ale nie daję za
wygraną, z dużej górki rozpędzam go do 95km/h później po górkę, później
nawrót i zaś z górki i pod górkę. Ale jadę pod tą górkę a tu nagle zaś
to samo co wczoraj - jakieś dziwne stuki i jęki z silnika, później przez
chwilkę "tududu" jakby coś tam latało w środku i zgasł. Ale że
się jeszcze toczył to po chwili wrzuciłem bieg, puściłem sprzęgło i
zaskoczył, jadę dalej, tym razem już na ostatniej prostej przed garażem,
powolutku żeby nic nie nabroić i już 10 metrów przed samym garażem stracił
moc i silnik stanął. Gorący jak jasna cholera (może za mało oleju w paliwie
dałem, cholera wie) mimo że na dworze raczej chłodno (co by było w upał w
lecie) i jak próbowałem kopać to taki dziwny dźwięk dochodził, jakby
delikatne tarcie metal o metal - i odczułem że znacznie lżej się kopie jakby
spadła kompresja.
Chyba go dobiłem, jak myślicie?"
Na drugi dzień ściągnąłem głowicę i oto moim oczom ukazał się obraz nędzy i rozpaczy:
Tych zdjęć nie trzeba komentować. Od razu zabrałem się do roboty, zdobyłem adres zakładu we Wrocławiu który zajmuje się naprawami silników, kupiłem też używany sprawny cylinder za 30zł. I po paru dniach cieszyłem się nowymi częściami:
W sumie koszt remontu wyniósł nieco ponad 100zł i w jego skład wchodził szlif cylindra (wyszedł 3-ci szlif), nowy tłok oryginalny WSK (oczywiście 3-ci nadwymiar), sworzeń tłokowy, nowa tulejka (wziąłem też drugą na wszelki wypadek), pierścienie tłokowe i zabezpieczenia sworznia (które jak się okazało później były nie od WSKi i musiałem założyć stare). Po przyjeździe z Wrocławia do domu od razu zabrałem się do montażu części i .....:
"No tak właśnie wracam z garażu. Jak zwykle (czego byłem w 1000% pewny) musiało się cos sp...lić. Wszystko szło pięknie ładnie, wcisnąłem z kumplem tulejkę, weszła elegancko, później sąsiad mi rozwiertakiem rozwiercił jak trzeba, później naciąłem rowek smarujący, założyłem tłok, sworzeń, zabezpieczenia i przystąpiłem do zakładania cylindra. Założyłem pierścienie, z luzem 0,3 mm (na zapas) i..... dupa. Cylinder wchodził pięknie do połowy tłoka po czym nagle stawał jakby coś go blokowało - i to stawał w pewnym miejscu nagle - szedł leciutko do połowy tłoka i nagle stawał w miejscu. Przez kilka minut próbowałem włożyć i nic. W końcu zdjąłem pierścienie i założyłem bez - wchodził do końca elegancko. No to założyłem dolny pierścień - po paru próbach zaskoczył i wszedł. No to ucieszony założyłem górny pierścień i wkładam. I znowu dupa, blokuje. I tak parę razy próbowałem delikatnie wkładać, patrząc po 5tysięcy razy czy dobrze na zamku siedzi az w końcu usłyszałem maleńkie "chrup" i wyjąłem pierścienie w 4 kawałkach qrwa jego mać. I teraz się zastanawiam co zrobiłem źle: mam teorię że podpiłowując pierścienie w celu uzyskania dobrej szczeliny powinienem był podpiłować też zamek - być może bolec na tłoku był teraz za duży i przez to były problemy. Ale dlaczego wchodził do połowy idealnie?? Chyba go blokowało jak natrafiał na okna. W każdym razie idę jutro do sklepu kupić kolejne pierścienie i będę próbował dalej. Z tym że jestem pewien że znając moje szczęście, facet w sklepie będzie miał wszystkie pierścienie za wyjątkiem 3-nadwymiaru czyli takich jak potrzebuje."
Do tego okazało się później po tym jak odnalazłem kawałeczki pierścieni i poskładałem je na stole do kupy, że brakluje jednego małego kawałeczka. Podejrzewałem (jak się później okazało - słusznie) że wpadł do komory wału korbowego.
No taki post dostałem jakże budującą odpowiedź:
Fenix: "Ależ
drogi ŻBIKU: robisz dokładnie tak, jak robi to kilkadziesiąt (kilkaset?) tysięcy
właścicieli wuesek z silnikiem 175 ! Czyli - nic się nie martw: to typowe
zjawisko, z czego cieszą sę producenci pierścieni!!
Ja też tak robiłem, aż do mojego prywatnego "odkrycia Ameryki", że
przy wkładaniu cylindra na gotowy, uzbrojony tłok - zapominałem że tłok z
pierścieniami przechodzi w pewnej chwili przez okno ssące cylindra (lub raczej
na odwrót: to cylinder przesuwa się w tym wypadku przez tłok z pierścieniami).
A tuż obok okna kończą się pierścienie ( tu mają swoje przecięcie) i
bardzo chętnie korzystają z tego okna, żeby... się rozprężyć!! Taka
ulubiona ich rozrywka.
A teraz rada praktyczna: wkładając cylinder na tłok delikatnie i cierpliwie
oczekujesz na pierwszy opór: broń Boże w tym miejscu puknąć, stuknąć,
uderzyć! Pierścienie pękają jakby były ze szkła!!!
Zostaw tak cylinder - niech naciska krawędzią okna ssącego na pierścienie
najwyżej swoim ciężarem, a ty teraz delikatnie - długim śrubokrętem
-musisz namacać (u góry, "pod sufitem" tego okna- od strony zdjętego
króćca ssącego) no więc musisz namacać najpierw górny pierścień i
baaardzo delikatnie docisnąć go do wnętrza, do dna rowka pierścieniowego.
Ale delikatnie, bo czasami cylinder lubi tu skoczyć w dół całym swoim ciężarem
i sru.u... efekt już poznałeś! Teraz to samo zrób z dolnym pierścieniem
i...
No widzisz, jakie to proste?
Ja kapnąłem się o tym wszystkim dopiero gdzieś po dziesiątym pierścieniu!
Nie tak dużo, bo znam gościa który całe dwa tygodnie próbował założyć
cylinder, codziennie "zużywając" po kilka pierścieni. Alleluja!
Aha: byłbym zapomniał dodać. Górny pierścień -szukasz go "pod
sufitem" ale w narożu okna ssącego od strony magneta. A dolny - "pod
sufitem" - od strony lewej silnika (od sprzęgła). Nie jestem tego w tej
chwili pewien, więc zanim założysz cylinder, to przyjrzyj się zamkom pierścieni:
który po której stronie."
Podbudowany tym wszystkim na drugi dzień pobiegłem do sklepu i kupiłem kolejne 2 pierścienie na 3-ci nadwymiar tłoka (przy tym było nieporozumienie ze sprzedawcą który na początku sprzedał mi pierścienie od Jawy 175 mimo że twierdziłem że na moje oko to nie te i wynikła później awantura bo facet upierał się że powiedziałem że chcę właśnie do Jawy pierscienie. No cóż, większość ludzi traci słuch na starość...
"Już mój
Kobuzik jeździ
Kupiłem dzisiaj pierścienie (4zł/szt. = zdzierstwo). Co do kawałka pierścienia
co do którego miałem podejrzenie że wpadł do wału to próbowałem go wypłukać
przez otwór na dole silnika - wlałem trochę paliwa na wał, poruszałem nim w
prawo i w lewo i odkręciłem korek wypuszczając paliwo - no i nic, oprócz
syfu nic nie wyleciało. Już miałem się zabierać za zakładanie cylindra gdy
przyszedł sąsiad - fachura (wczoraj mi rozwiercał tulejkę w korbowodzie) i
na wieść o moim problemie z pierścieniem przyniósł taki przyrząd własnej
roboty - antenkę z radyjka z doczepionym małym, mocnym magnesem na końcu (na
tym małym walcu który zwykle kończy taką antenkę). Jakoś tak bez
przekonania wepchałem to do wału (bo myślę "gdzie tam akurat uda mi się
trafić na to gówienko"), pojeździłem na boki i po zacząłem powoli
wyjmować. Jakież było moje zdziwienie gdy na końcu antenki ukazał się właśnie
poszukiwany kawałek pierścienia! normalnie byłem w szoku że za pierwszym
razie na chybił trafił udało mi się to odnaleźć
Cylinder później już wszedł elegancko, bo wiedziałem że mam palcem przez
otwór ssący docisnąć pierścienie. Złożyłem cały motor do kupy i próbowałem
kopnąć kopką - moją uwagę zwróciła od razu znacznie lepsza kompresja niż
przedtem - aż zatarłem ręce na myśl ile teraz będzie miał mocy
Przelałem gaźnik i motorek na "pych" bo kopka to już mi się na włosku
trzyma (wałek do wymiany) - odpalił do pierwszego obrotu koła czym mnie
zajebiście zaskoczył (byłem przygotowany na pół dnia pchania). Jak już
zapalił to trochę pojeździłem, ale nie za dużo bo deszcz straszny padał i
po chwili byłem przemoknięty do suchej nitki
Wydaje mi się że teraz ma więcej mocy na 4ce, aczkolwiek bałem się go żyłować
i pod górkę wjechałem na trójeczce. Jeszcze spróbuje opóźnić nieco zapłon
na okres docierania bo nie będę go na wysokich obrotach żyłował."
Od tamtej pory odbyłem
jedną jazdę po której przemarzłem straszliwie i do tego okazało się że
ucieka nieco kompresja na łączeniu głowicy z cylindrem i trzeba będzie to
poprawić, oraz urwała się linka gazu (wiedziałem że do tego dojdzie bo była
zfatygowana).